Wznoszenie toastów to tradycja, która liczy tysiące lat i sięga starożytnej Grecji. Termin „sympozjum”, z greki sympinein, oznacza „pić razem”. Toasty wznoszono tam winem na cześć bogów.

W polskiej kulturze jeden z najpopularniejszych toastów to: „na zdrowie”. Czy takie sformułowanie ma jednak jakiekolwiek uzasadnienie? Profilaktycy zajmujący się uzależnieniami przekonują, że nie. To forma usprawiedliwiania faktu sięgania po alkohol i przypisywania mu nowych cech. Pierwszą z nich jest właśnie jego rzekome działanie prozdrowotne. To jednak nieprawda. Naukowcy wielokrotnie obalali mit o dobrym wpływie kieliszka czerwonego wina na układ krążenia i serce oraz opóźnianiu procesu starzenia, czy też o szklance piwa, która po wypiciu miała usprawnić pracę nerek lub poprawić laktację. Badacze stawiają sprawę jasno: nie istnieje pojęcie „bezpiecznej ilości” wypitego alkoholu, a każda jego dawka może szkodzić ludzkiemu organizmowi.

Dowody? Omówimy jedynie dwa przykłady. W 2018 roku naukowcy z  Waszyngtonu opublikowali w prestiżowym piśmie „The Lancet” wyniki gigantycznego projektu badawczego finansowanego przez Fundację Billa i Melindy Gatesów, który zrealizowano w 195 krajach, w tym także w Polsce. Objęto nim osoby w wieku od 15. do 95. roku życia. Wśród 100 tys. osób wypijających dwa drinki dziennie, odnotowano o 63 przypadki więcej zachorowań w porównaniu do abstynentów, a wśród tych, którzy sięgali po alkohol cztery razy dziennie, liczba zachorowań wzrosła o 338.

Rok 2020. W „The Lancet” podsumowano kolejny projekt badawczy, w którym analizowano dane dotyczące wpływu picia alkoholu na zachorowania na nowotwory. Wynik? Na całym świecie, około 741 000 wszystkich nowych przypadków zachorowań na raka w 2020 roku było związanych ze spożyciem alkoholu. Najbardziej przyczynił się on do powstania nowotworów przełyku, wątroby oraz piersi.

Wróćmy zatem do popularnego „na zdrowie” i drugiej przypisywanej mu funkcji, na którą uwagę zwracają profilaktycy. To tak zwany „społeczny aspekt picia”. Życzenia z alkoholem w dłoni składamy sobie zwykle podczas ważnych, często rodzinnych uroczystości. Ma on wprowadzić nas w dobry nastrój i rozluźnić. Toast to niejako zabawa, która maskuje złe działanie alkoholu. Przecież jeden kieliszek od razu nas nie uzależni. Dodatkowo osoba, która podczas takiego towarzyskiego spotkania odmawia alkoholu, często poddawana jest społecznej presji, by to zrobić. Bywa nawet, że jest postrzegana jako niegrzeczna czy nieuprzejma, skoro nie postępuje tak, jak reszta biesiadujących. Nie bez przyczyny w polskich realiach zwykło się żartować, że: „Kto nie pije, ten donosi!” lub pytać retorycznie: „Ze mną się nie napijesz?”.

Specjaliści zwracają uwagę na jeszcze jeden wątek. Chodzi o budowanie negatywnych wzorców zachowań u najmłodszych uczestników spotkań, na których pojawia się alkohol. Dzieci uczą się przez naśladownictwo, zatem widok bliskich wznoszących kolejne toasty wysokoprocentowymi trunkami niejako koduje się w ich pamięci. Dzieci bywają zachęcane do wznoszenia toastów, a w ich kieliszkach często znajdują się napoje udające alkohol, które bez trudu kupimy w sklepie. Profilaktycy są zgodni, że w ten sposób dzieci utożsamiają ważne w życiu chwile z piciem alkoholu i tworzą taki obraz spędzania czasu z rodziną.

Alkohol to środek psychoaktywny, używka, która oddziałuje na ośrodkowy układ nerwowy, powoduje zmiany w zachowaniu, odczuwaniu emocji i sposobie myślenia. W skrajnych przypadkach może doprowadzić do trwałego uszczerbku na zdrowiu. Pijąc „na zdrowie” oszukujemy więc samych siebie.